Pechowy remont

– Jak to możliwe, że ten w miarę nowy budynek ma aż taki kredyt? – zapytałam członka zarządu sporej wspólnoty mieszkaniowej.

–Bo my, Pani Agnieszko, mamy po prostu pecha! Czego się nie dotkniemy, to problemy. Zaczęło się od drobnego remontu balkonów – miało być szybko, tanio, z polecenia. A potem…

– Coś poszło nie tak?

– Oj, poszło. W trakcie wyszło, że problem z balkonami jest poważniejszy. Wykonawca zniknął, a prace stanęły.

– A umowa dawała Wam jakąś ochronę?

– Umowa była ogólna, bo ten wykonawca to był znajomy znajomych. A zaraz potem zaczęło lać się do mieszkań przez te rozgrzebane balkony. Trzeba było więc działać. Kolejni wykonawcy przychodzili, oglądali, kalkulowali…

– I?

– Znowu pech, bo akurat wtedy jak na złość ceny zaczęły rosnąć. Z 100 tys. zrobiło się 500 tys. A ile nas to kosztowało nerwów… lepiej nie mówić.

Morał?

Słuchałam i z każdym zdaniem utwierdzałam się, że problemem mojego Rozmówcy nie był pech, a zwyczajnie brak wiedzy, doświadczenia i odpowiednich umów. Choć dobrych chęci i zaangażowania odmówić mu nie można. Trochę zdrowia tez pewnie przy tym stracił.

Dlatego napiszę wprost:

Umowy na roboty budowlane piszemy na złe czasy, na okoliczność potencjalnych kłopotów w przyszłości.


O absolutnych podstawach takich umów rozmawiam w najnowszym odcinku podcastu z radcą prawnym Małgorzata Repelewicz. Warto posłuchać!

Dobrych i spokojnych remontów bez atrakcji Wam życzę!

pozdrawiam

Agnieszka Gędłek